Hm, plan lapania stopa na gibraltar srednio sie powiodl. pewnie stalismy w zlym miejscu, bo nikt sie nawet nie zatrzymal. Po zmarnowanej godzinie bezczynnego stania postanowilismy zmienic miejsce. w drodze spotkalismy Mariana i Barbare- polakow ktorzy wyslali nas na autobus. cena w porzadku, podroz 3 godzinna i ladujemy przed kolonia brytyjska. granice gibraltaru wyznacza lotnisko, ktore przecina glowna droge wjazdowa, dlatego tez, gdy laduje, badz startuje samolot wjazd do miasta jast srednio mozliwy. mielismy szczescie czekania na czerwonym swietle, po to by samolot mogl wystartowac......jakby nie patrzec, ma pierwszenstwo:) . na plazy nie pozwolili sie nam rozbic, wiec zmuszeni bylismy przekimac sie w nietanim hosteliku.
Nastepnego dnia, juz bez plecakow ruszylismy na podboj malpiej gory. ostro sie napocilismy, jednak oplacalo sie. Malpy daly niezly pokaz, wyrywajac nam wszystko z rak. niezle sie wystraszylismy, jak zaczely sie nam dobierac do paszportow.... Niestety, rozczarowalismy sie nieco chmurami, bo ze szczytu nie bylo nic widac. w drodze powrotnej jedak malpy zapewnily nam nieco wrazen. bliskie spotkanie z "3 osobnikami na waskich schodach nie nalezy do przyjemnych.... zostalismy zmuszeni, w ramach lapowki do oddania naszej dziennej racji zywieniowej :P
Pozniej poszlo juz z gorki- kapiele w krystalicznie czystej wodzie, pinakolada, slonce i zapach olejku do opalania zrekompensowaly nam trud wspinaczki. Szybka decyzja i wiecwor spedzamy na luksusowym promie do wymarzonej Afryki......a tu wszystko poszlo juz jak z platka. Tangier ciagle pozytywnie nas zaskakuje.... mamy duuuzo szczescia, ale to juz inna, ciekawa historia :)
popki co koncwy,y bo qrqbskq klqwiqturq prwyprqwia nqs o bol pqlcoz ( poki co konczymy, bo arabska klawiatura przyprawia nas o bol palcow!!!! ) :P