Siemka, siemka :)
Dojechaismy w koncu na upragniona pustynie- 15 godzin w zapchanym, smierdzacym autobusie do przyjemnych nie nalezalo, ale w koncu sie udalo. Jestesmy w Merzudze……hmmmm. Niezle sie zdziwilismy gdy wysadzili nas na kamienistej, prostej drodze, ktora konczyla sie pod samymi wydmami Erg Szabbi. Totalny koniec swiata, kilka glinianych domkow ; dwa sklepiki, wszystko sukcesywnie zasypywane piachem. W dzien miejscowosc zapada w dlugi sen, nie dzieje sie zupelnie nic. Jedynie tumany kurzu przesypujace sie z miejsca na miejsce tworzac niemale, dosc zjawiskowe traby.
Jak to zwykle w Maroku bywa prosto z autobusu zostalismy zaciagnieci do “ najlepszego I najtanszego” hotelu w okolicy. Szczerze mowiac hotel robil wrazenie- spora gliniana kazba, z duzymi, nastrojowymi pokojami, prywatna lazienka, prysznic. Hm, wyglada ladnie, szkoda tylko, ze my mozemy przeznaczyc na ta impreze max 100 dirhamow ;). No wiec zaczynamy negocjacje przy herbatce. Berber z usmiechem wyciaga nam oferty wypadow na pustynie, proponuje kolacje, sniadanie, pokoj za jedyne 300 dirhamow…..Ostro sie zdziwil, kiedy ze stoickim spokojem odmawialismy wszystkiego po kolei. Upieramy sie dalej;
-100 dirhamow max za pokoj I decyduj sie Pan szybko, bo zmeczeni jestesmy.
-120 i moze macie jakies telefony, albo cokolwiek w zamian???-z blagalnym wzrokiem spytal.
- Ok, to my podziekujemy, idziemy szukac czegos tanszego.
Zaczelismy zakladac plecaki I kierowac sie do wyjscia I w tym oto kluczowym momencie, Pan ze lzami w oczach, nie mogac przelknac sliny, zgodzil sie. Bo co? Mial stracic jedynych klientow ??
Tak sie udalo, ze od jakichs dwoch tygodni w Maroku skonczyl sie sezon wakacyjny wiec tak na prawde to za wiekszosc uslug my dyktujemy ceny, co bardzo nam sie podoba. W koncu odbijamy sobie to, co zabrali nam przez pierwsze dni podrozy.
A teraz troche o pustyni. Sahara urzekla nas obydwoje:) Cudowne, wielkie, jak z filmow, jak wklejone na niebieska kartke wydmy zrobily na nas ogromne wrazenie. Z wielka checia wspielismy sie na najwyzsze piaskowe gory by podziwiac zachod slonca, tak polecany przez wszystkich turystow. Jedyne co nas zdziwilo to to, ze Sahara zachodnia okazala sie tak naprawde duuuza piaskownica. Z najwyzszych wydm widac bylo granice Maroka z Algieria. Po zachodzie slonca obserwowalismy coraz liczniejsze karawany wedrujace “wglab” pustyni; by spedzic noc na piasku. A spacer pod golym, rozswietlonym gwiazdami niebem na pustyni to naprawde rewelacja I niezapomniane przezycie.
Nasz pobyt w Merzudze nalezal do najbardziej leniwych pobytow w Maroku, wiec po dwoch niezbyt aktywnych dniach postanowilismy podniesc sobie troche poziom adrenaliny I przemierzyc droge powrotna, czyli pol Maroka stopem. Ale to juz osobna, ciekawa I baaardzo pozytywna historia, o ktorej napiszemy wkrotce. Poki co spadamy na swieze, gotowane slimaczki I piwo- tak, tak, w koncu po 3 tygodniach udalo nam sie zakupic chyba najdrozszego na swiecie heinekena…..ale smak bezcenny !!
Pozdrawiamy z upierdliwego Marakeszu
Mirek I Ola