Wow, wow, wow !!! Miejsce, w ktorym spedzilem ostatnie trzy dni to calkowite mistrzostwo swiata!! W zyciu nie widzialem czegos podobnego. Chcialbym ladnie ubrac w slowa ten opis, ale jak juz pewnie kazdy zauwazyl talentu do pisania nie mam wiec w skrocie opowiem co i jak, a wpis uzupelnie fajnymi fotkami :)
W poniedzialek z ranca wyjazd w strone Kanionu. Znajduje sie on ponad 130 km za Arequipa, a droga w najwyzszym punkcie przebiega na 5200 m.n.p.m. Myslalem, ze nie bede mial problemow z wysokoscia...zle myslenie- odlecialem na 5 tys metrow... W parku znajduja sie takze 3 wulkany z czego jeden osiaga ponad 6 tys metrow.
W pierwszy dzien mielismy krotki trekking i odpoczynek w goracych zrodlach- widoki takie sobie. To co zobaczylem drugiego dnia...nie da sie opisac. Kanion jest dwa razy glebszy od Wielkiego Kanionu w USA, w godzinach porannych nad dolina szybuja kondory. Sa to drugie najwieksze ptaki na swiecie, osiagaja wage 15stu kg i rozpietosc skrzydel nawet do 4 metrow. Udalo nam sie wylapac 3 potezne osobniki swobodnie szybujace nad kanionem. Po 8 godzinach trekkingu dotarlismy do oazy z basenem. Nocleg w chatach zbitych z bambusa i lisci palmowych- ciekawostka jest, ze w oazie nie ma wogole elektrycznosci. Ludzi w dalszym ciagu uzywaja swieczek i dosc prymitywnych narzedzi. Nastepnego dnia pobudka o 4 rano i w gore kanionu. Okolo godziny 5 zaczal sie show- promienie slonca powoli rozpalaly pomaranczowo-brazowe skaly. Kapitalne zjawisko.
Jak widac, nie bardzo wychodzi mi to pisanie :D wiec na tym zakoncze, a dodam tyle zdjec ile jest mozliwe. W razie jakby cos sie stalo z aparatem to przynajmniej na blogu zostanie pamiatka. W koncu pozbylem sie czterech aparatow od zeszlego roku wiec dlaczego piaty mialby przetrwac, nie ? :D