No i cholera nie udalo mi sie zbudzic o 4 rano, zeby zobaczyc slynny wschod slonca nad ruinami. Zeby to chociaz mi sie snilo cos przyjemnego, to nie !!! Matura z niemieckiego, ktorej nigdy nie probowalem, ani nawet nie chcialem probowac zdac. Pooozdro dla Pani Helgii, ktora nawiedza mnie nawet w srodku dzunglii!!
No to zwloklem sie z lozka o 6 i biegiem w strone Machu Pichu. Zrobilem duzy blad biorac swoj ogromny plecak z calym ekwipunkiem. Po pol godziny drogi po stromych schodach, w cholernej wilgotnosci zaczalem siadac. Spocony jak prosie, bylem gotow wracac do hostelu. Ale coz- sie nie ma w glowie, ma sie w nogac, tak ? Na 8.30 udalo mi sie dotrzec do celu. Ladny usmiech w kasie biletowej i sukcesywna proba przekonania Pani, ze ze mnie student. Miasto bylo z rana cale we mgle wiec wschod slonca dosc denny tego dnia- nic nie stracilem. Dowiedzialem sie, ze na pobliskie wzgorze- Wayna Pichu wpuszczaja tylko 400 osob dziennie wiec biegiem w strone kolejki. Udalo sie. Tutaj kolejna godzina wspinaczki po na prawde stromym stoku. W drodze widok kiepski, wszystko we mgle. Spotkalem Kanadyjke polskiego pochodzenia wiec juz bylo do kogo otworzyc buzie. Co prawda Julka znala jedynie slowa´ kurwa i cholera´ ,ktore to bardzo jej sie przydaly podczas wspinaczki ;-)
W ostatniej czesci gory zaczelo sie przejasniac. Geste chmury powoli zaczely odslaniac niesamowita panorame miasta. Promienie slonca powolutku przeciskaly sie przez gesta mgle, by w koncu w najlepszym swietle ukazac nam jeden z siedmiu cudow Swiata- zaginione miasto Inkow!! Widok niesamowity, tajemniczy, kapitalny. Ruiny robia ogromne wrazenie. Nie spodziewalem sie czegos tak spektakularnego. Wciaz nie moge sie nadziwic, jak udalo im sie stworzyc w czasach tamtej cywilizacji tak doskonale miasto polozone na stromych szczytach wzgorz ponad 2 tysiace m.n.p.m.
Okolo godziny na Wayna Pichu, a pozniej caly dzien w ruinach- spacerek, odpoczynek, zdjecia, wyglupy...radosci nie bylo konca !!! Ciagle nie moglismy uwierzyc ,ze jestesmy wlasnie w tym miejscu !! Dolaczyla do nas jeszcze parka z niemiec i bylo fajnie. Okolo godziny 16.30 zaczalem schodzic w dol. Julka wziela autobus( 7 $- wole na piechote:-)) wiec zabrala moj bagaz. Duzo lepiej sie schodzilo . W drodze spotkalem koreanczyka i irlandke, ktora wczesniej poznalem na gorze. Rozkrecila sie fajna rozmowa. Okazalo sie , ze maja bilet na ten sam pociag co ja z Julka wiec juz razem powedrowalismy na obiad i slynny inkaski pociag. Droga do wioski zajela nam 1,5 godziny...fajne poltora godziny- blazen rozbawiajacy turystow, pokaz mody, fajna muzyczka, jedzonko i napoje!! Tak wlasnie- bilet kosztowal ponad 40 $!!! ;-)
Stad udalo nam sie wcisnac w jakis mini bus do Cusco i zmeczony, ale zadowolony siedze sobie w hostelu i uzupelniam bloga....
Spokojnie moge powiedziec, ze Machu Pichu bez dwoch zdan zaluguje na miano jednego z siedmiu cudow Swiata !!!
pozdrawiam